Dzień był
chłodny, jak na drugą połowę września. Delikatny wiatr wiejący z północy zmusił
zmiany odzienia połowę dziewczyn z Hogwartu. Słońce schowało się za tabunem
ciemnych, burzowych chmur, uparcie zbliżających się do wierzy zamku. Od czasu
do czasu jeden z promieni przedostawał się przez tą tarczę, oświetlając
radosnych uczniów szkoły magii. James rozejrzał się gorączkowo po placu,
śledząc uważnie mozolne ruchy uczniów. Od czasu do czasu przeczesywał dłonią
swoją roztrzepaną czuprynę, starając się opanować zdenerwowanie. Viviane się
spóźniała. Wprawdzie, kto, jak kto, ale James wiedział, że dziewczyny tak mają.
Wolą robić efektowne wejścia. Tyle, że w innych przypadkach chłopak po prostu
to zlewał. Wzruszał bezradnie ramionami i przyklejał do twarzy swój zawadiacki
uśmiech. Czasem nawet rzucał jakiś mało zabawny żart i najzwyczajniej w świecie
ruszał pewnym krokiem przed siebie. Jednak to nie była inna dziewczyna. Viv to,
co innego. Nie klei się do niego jak klej do kartki. Nie jest natrętna, można
śmiało powiedzieć, że nawet nie jest nim zainteresowana. To było dla niego
wyzwanie. Po raz pierwszy w jego krótkim życiu jakaś dziewczyna nie klękała
przed nim, ani nie śliniła się na jego widok. Trzymała w stosunku, co do niego
pewien dystans, przez co gryfon jeszcze bardziej był nią zaintrygowany. W końcu
doczekał się kogoś takiego, o kogo mógłby się starać i to mu się podobało.
Chłopak
uśmiechną się lekko widząc nadchodzącą blondynkę. Ubrana w zwykłą, zielona
kurtkę i czarne rurki wyglądała naprawdę nieźle. Włosy miała spięte w koński ogon,
odsłaniając tym samym swoją bladą twarz. Błękitne oczy spoglądały na niego z
lekką wyższością, ale i jednocześnie z pewnym rodzajem zadowolenia. Viv podeszła do niego, stając dwa kroki przed
nim. Przechyliła lekko głowę w bok, obnażając swoje idealnie białe zęby.
- Cześć
James- powiedziała ciepło, posyłając w stronę chłopaka słodki uśmiech- Gotowy
do drogi?
Chłopak
kiwną raz głową, wkładając dłonie do swojego ciemnego płaszcza.
-
Oczywiście- powiedział wskazując dłonią bramę- Zawsze i wszędzie.
Powoli
chwycił dziewczynę za rękę, splatając jej palce ze swoimi. Mogłoby się to
wydawać dość naturalne posunięcie. Takie przyjacielskie okazanie uczuć, gdyby
nie to, że po całym ciele dziewczyny przeszedł dziwny dreszcz. Nigdy jeszcze
nie czuła czegoś takiego. Subtelne ciepło rozchodząc się po całym jej ciele,
mające źródło od strony uśmiechniętego chłopaka i to przyjemne uczucie, gdy
jego skóra ściśle przylega do jej. Coś niezapomnianego i niezwykle
intrygującego.
James jakby
wyczuwając jej nienaturalną reakcję, odwrócił delikatnie głowę w jej kierunku.
Szybko zerknął na swoją dłoń i uśmiechnął się łobuzersko.
- Wolisz
abym trzymał cię pod rękę?- Spytał, tym samym ciągnąc ją mocniej w kierunku
wioski.
Dziewczyna
otrząchnęła się z transu, spoglądając kątem oka na chłopaka.
- Tak jest
dobrze- mruknęła, chowając wolną dłoń do kieszenie spodni- Ale nie przywykłam,
aby chłopak trzymał mnie za rękę. W mojej rodzinie uczono mnie, że tak nie
wypada.
James uniósł
do góry brew, zaintrygowany jej słowami.
- Jak to?
Viviane
westchnęła cicho, odgarniając z twarzy zabłąkany kosmyk.
- Etykieta i
takie tam. Wiesz jak to jest u arystokratów.
- Nie, nie
wiem- powiedział stanowczo James, starając się brzmieć jak najbardziej
poważnie, jednak delikatny uśmieszek na jego twarzy dokładnie ukazywał jego
prawdziwy nastrój- nie jestem arystokratą, a pojęcie etykieta jest mi tak obce
jak cecha zwana skromnością. A zresztą- machnął niedbale ręką, przy okazji
przeczesując palcami swoje czarne włosy- Nie rozmawiajmy o tym. To takie
dziwne, biorąc pod uwagę, że zabrałem cię na pierwszą randkę.
Viv
przygryzła lekko wargę, zaciskając schowaną dłoń w pięść.
- Od kiedy
to jest randka, co?- Spytała unosząc do góry brew- Wiadomo mi, że obecnie
jestem na spotkaniu towarzyskim, a nie na randce.
Młody Potter
uśmiechną się złośliwie i chwyciwszy dziewczynę za schowaną dłoń pociągnął ją
tak, że wylądowała wprost pod jego ramieniem. Najpierw myślał, że spłonie
żywcem. To, że źle odebrał jej zamiary to jedno, ale to, że powiedziała mu to
prosto w twarz go lekko zabolało. W końcu on jest
- No cóż-
powiedział powoli, kierując swoje zielone oczy w przestrzeń przed nimi.- Jeżeli
nie uważasz tego za randkę…Twoja wola jest dla mnie święta, aczkolwiek jak
wytłumaczysz to tym za nami- To mówiąc James dyskretnie wskazał wolną dłonią na
sporą grupkę, wolnym krokiem podążającą za nimi.
Dziewczyna
zerknęła ukradkiem do tyłu, napotykając parę zazdrosnych spojrzeń. Uśmiechnęła
się delikatnie pod nosem. Nawet nie wiedziała, jaką sensację może wywołać jedno
spotkanie. Ciekawe, co będzie po drugim, trzecim czy nawet czwartym. Może
jakieś pojedynki albo trucizny w jej jedzeniu. Może być ciekawie. Vivian od
małego uwielbiała ryzyko. Właśnie, dlatego przyjęła ta misję-była praktycznie
niewykonalna. Jednak zła decyzja i po niej. Ciągłe stąpanie po krawędzi było
dla niej czystą przyjemnością, a wzrok gapiów jeszcze bardziej nakręcał ją do
mocnego balansowania nad przepaścią.
- Nie musze
się nikomu tłumaczyć- stwierdziła po chwili, spoglądając na twarz chłopaka z
wyższością- To moje życie i mogę z nim robić, co chcę. A tłumy gapiów mi wiszą-
powoli wyjęła rękę z kieszeni, oplatając w pasie chłopaka.
James spiął
się na chwilę, co nie uszło uwadze dziewczyny. Uśmiechnęła się szeroko
odrzucając swoje blond loki do tyłu.
- Jeden zero
dla mnie Potter- powiedziała radośnie wchodząc wraz z Jamesem do Miodowego
Królestwa.
…..
- Rose
posłuchaj to nie tak jak myślisz- powiedział po raz setny tego dnia Ian,
starając się uchwycić zimne jak lód oczy panny Weasley- Myślałem, że to ty i…
-, O więc od
teraz jestem, jaką pustą lalunią z tapetą na twarzy, hę? Cos ci się nie udał
ten kawał- warknęła ruda, wyrywając nadgarstek z dłoni chłopaka.
Teraz już
nie miała zamiaru płakać. Było jej żal gryfona. Nie potrafił się przyznać do zdrady,
na której go przyłapała, i na domiar złego starał się jej jeszcze wmówić, że
nie chciał tego zrobić. To, po co niby rozbierał ją na jej oczach? Idiota bez
krzty honoru. Gdyby nie byli u madame Rosmerty w pubie już dawno wyciągnęłaby
różdżkę. Nie obchodziło jej to, że gdzieś w głębi swojej duszy jeszcze kochała
tego chłopaka. Chciała, aby się zamkną i zostawił ją w spokoju.
Czarnowłosy
pokręcił głową starając się znów pochwycić dłoń rudej, która jednak szybko mu
umknęła, wraz z jej właścicielką. Chciałby mu uwierzyła, jednak jego słowa
wbrew jego staraniom były puste. Nic nie znaczyły. Zdradził ją na jej oczach.
Widziała całe to zajście. A najgorsze było to, że on prawie nic nie pamiętał z
tamtej nocy. Był na kolacji, potem szedł do dormitorium i nagle zobaczył Rose
ze łzami na policzkach, a zaraz obok niej stał ten pyszałek Malfoy, z
tryumfalnym uśmieszkiem na twarzy.
- Uwierz mi
ja nigdy bym cię nie zdradził, wiesz o ty doskonale. Tylko ciebie kocham. Inne
się nie liczą- powiedział cicho, zaciskając dłonie na drewnianym blacie stołu.
Rose
prychnęła z pogardą siadając naprzeciwko chłopaka i jakby nigdy nic zamawiając
sobie piwo kremowe.
- Ta jasne,
liczę się tylko ja i krukonka z wielkim biustem i małym mózgiem. A może
uważasz, że jestem do niej podobna. Powiedz mi w kwestii, czego? Dużego biustu,
czy małego mózgu?
Ian syknął
cicho, tłumiąc ostatnimi siłami przekleństwo nasuwające mu się na język. Usiadł
ewidentni niezadowolony z obrotu sprawy, nachylając się nad sztucznie
uśmiechniętą gryfonką.
- Wiesz
doskonale, że nigdy bym tego nie zrobił- szepnął na tyle cicho, aby tylko ona
mogła go usłyszeć- Rose, jesteś dla mnie najważniejszą osobą na świecie.
Delikatnie
dotknął opuszkami palców jej rudych fal, opadających kaskadą na ramiona, okryte
grubym swetrem. Rose czując palce na swoich włosach momentalnie spięła się,
odtrącając dłoń chłopaka.
- Nie masz
prawa mnie dotykać- syknęła przeciągle, odsuwając się od niego na bezpieczna
odległość- Jeszcze jeden raz, a zapowiadam, że nie wrócisz do Hogwartu w jednym
kawałku. Straciłeś przywilej dotykania mnie, kiedy obmacywałeś, przepraszam nie
obmacywałeś, o nie- kiedy współżyłeś z inną!- Dziewczyna wzięła duży łyk
napoju, nie spuszczając morderczego wzroku z chłopaka.
Kiedy wypiła
całą zawartość kufla od razu zamówiła drugie, całkowicie skupiając się na
próbie zapanowania nad swoim rozdygotanym z nerwów ciałem.
- Zostawisz
mnie w końcu, czy mam cię potraktować jakimś zaklęciem?- Spytała go spokojnie,
nie spuszczając wzroku z pustego kufla.
Ian zacisnął
mocno zęby i już otworzył usta, aby coś powiedzieć, jednak lodowate oczy
dziewczyny utkwione w naczyniu odebrały mu mowę. Nigdy nie widział jej takiej.
Bez żadnych emocji. Bez wyrazu. Taka pusta, szara. Chciał, aby się uśmiechnęła.
Chciał widzieć jej radosne czekoladowe oczy oraz promienny uśmiech, zaróżowione
policzki. Jednak tylko pogarszał jej stan. Przez niego była taka oziębła.
Powoli
odsuną krzesło, wstając ze swojego siedzenia. Spojrzał na dziewczynę tęsknym
wzrokiem, po czym odszedł, pozostawiając ją samą przy stole.
Rose
zerknęła na niego ukradkiem, zaciskając drobne dłonie na kuflu. Samotna łza
spłynęła po jej policzku, zostawiając po sobie mokry ślad. Dziewczyna otarła
rękawem swetra policzek, gwałtownie wciągając powietrze. Pomimo niedaleko
rozpalonego kominka, oraz wełnianego swetra zrobiło jej się strasznie zimno.
Złapała się za ramiona trąc je energicznie, jakby była na samym środku jakiegoś
lodowca. Nawet nie zauważyła, kiedy ktoś ułożył na jej ramionach ciepłą kurtkę
i czyjeś silne ramiona mocno przyciągnęły ją od siebie. Subtelny zapach drogich
perfum dotarł do jej nozdrzy, kiedy Scorpius nachylił się nad nią delikatnie.
- Chodźmy
stąd- mruknął podciągając ją do góry i prowadząc w stronę wyjścia z pubu.
Przekroczywszy
próg uderzyła w nich fala zimnego, wieczornego powietrza, muskając delikatnie
ich rozgrzane policzki.
Rose
spojrzała na niego niepewnie, jednak była za bardzo oszołomiona jego
zachowaniem, aby jakkolwiek zareagować. To w końcu Malfoy! Ten ślizgon, który
przez pięć lat jej dokuczał, wyzywał i robił durne psikusy. Ten, który złamał
serce jej najlepszej przyjaciółce i ten sam, który następnego rana wylał na nią
zawartość swojego talerza. Jej wróg. A jednak teraz szła powoli w jego
objęciach, rozkoszując się zapachem jego cytrynowych perfum. Jej dłonie, mocno
zaciśnięte na jego białej koszuli zapewne były jedynym źródłem ciepła, jakie
działało na blondyna. Dziewczyna spojrzała na jego poważną, bladą twarz i
rozluźniła uścisk. Czując jak mięśnie chłopaka się napinają przystanęła,
zdejmując jego szary płaszcz z ramion, jednak ślizgon nie pozwolił jej na to,
ponownie nakrywając ją nim.
- Zimno ci,
przeziębisz się- powiedziała Rose, nie wierząc w szczerość wypowiedzianych
przez nią słów.
Blondyn
pokręcił głową, wkładając dłonie w kieszenie swoich spodni.
- Prędzej
niebo ty zamarzniesz niż mi zrobi się zimno- mruknął, ciągnąc gryfonkę w stronę
zamku.
Kłamał, jak
to on. W rzeczywistości było mu zimno jak cholera. Gdyby nie dłoń dziewczyny
zapewne krew zamarzłaby mu w żyłach. A o dziwo uchodził za gorącego faceta.
Szkoda, że w takie zimne wieczory te pogłoski się nie sprawdzały.
- jak
chcesz- powiedziała Rose, równając z nim krok.
Niepewnie
obejrzał się za siebie, szukając jakiegoś znaku. Nie miał zegarka, jednak
instynkt podpowiadał mu, że to już niedługo się zacznie. Nie miał, co do tego
wątpliwości. Miał tylko nadzieję, że zdąży doprowadzić dziewczynę do zamku.
Musi zrzucić podejrzenia na kogoś innego.
Nagle kątem
oka dostrzegł ledwo zauważalny błysk i w niebo jak fajerwerki wystrzeliło
zielone światło. Chłopak zacisnął nerwowo zęby i zrobił coś, co mogło stać się
dla niego najgorszym posunięciem-spanikował. Ona nie mogła tego zobaczyć. Taki
był plan. Widząc jak dziewczyna odwraca się w kierunku światła chwycił ją mocno
w pasie, tym samym przyciągając ja brutalnie do siebie. Nie zastanawiając się
ani chwilę wbił się mocno w jej usta, odwracając tyłem do światła na niebie,
formującego się w mroczny znak.
….
James
spojrzał w niebo, dusząc w sobie krzyk. Wiedział, co znaczył znak na niebie.
Wielokrotnie widział takie zdjęcia w gabinecie ojca, pośród akt aurorów. Znak
śmierciożerców, symbol czarnego pana. Czaszka, z której ust wychodził wąż.
Zacisnął
mocno dłonie na nadgarstku swojej towarzyszki i z całej siły pociągnął ja w stronę
zamku. Teraz liczyła się tylko natychmiastowa ucieczka. Nawet nie zauważył jej
tryumfalnego uśmieszku, kiedy to zrobił. O tak, był już jej. Plan się udał.
….
Krzyk za
krzykiem. Wrzask za wrzaskiem. Upadek za upadkiem. A po środku tego chłopak z
szyderczym uśmieszkiem na twarzy, trzymający w dłoni mahoniową różdżkę.
Obnażone, białe, lekko zaostrzone kły zdradzały jego tożsamość. Był synem
wilkołaka, znanego potwora budzącego wśród większości strach i oraz respekt.
Młody Greyback wiedział jak zrobić szum i wywołać rozpacz. I właśnie dzisiaj
postanowił to wykorzystać. Dzisiaj będzie świętował swój tryumf, a jutro będzie
pił u boku swoich mistrzów w Hogwarcie. Już jutro zasiądzie po prawicy córki
Voldemorta. Jego marzenie się ziści. Zostało mu już tylko jedno, aby osiągnąć
ten cel. Musi zabić.
.....
Późno-wiem. Mało się dzieje-to też wiem. Następny będzie lepszy? Tego nie wiem, to już wy ocenicie. Opóźnienie- szkoła nauka i tak dalej. Ale napisałam i mam dzieję, że się spodoba. Pozdrawiam :)