sobota, 14 września 2013

Rozdział 5




Dzień był chłodny, jak na drugą połowę września. Delikatny wiatr wiejący z północy zmusił zmiany odzienia połowę dziewczyn z Hogwartu. Słońce schowało się za tabunem ciemnych, burzowych chmur, uparcie zbliżających się do wierzy zamku. Od czasu do czasu jeden z promieni przedostawał się przez tą tarczę, oświetlając radosnych uczniów szkoły magii. James rozejrzał się gorączkowo po placu, śledząc uważnie mozolne ruchy uczniów. Od czasu do czasu przeczesywał dłonią swoją roztrzepaną czuprynę, starając się opanować zdenerwowanie. Viviane się spóźniała. Wprawdzie, kto, jak kto, ale James wiedział, że dziewczyny tak mają. Wolą robić efektowne wejścia. Tyle, że w innych przypadkach chłopak po prostu to zlewał. Wzruszał bezradnie ramionami i przyklejał do twarzy swój zawadiacki uśmiech. Czasem nawet rzucał jakiś mało zabawny żart i najzwyczajniej w świecie ruszał pewnym krokiem przed siebie. Jednak to nie była inna dziewczyna. Viv to, co innego. Nie klei się do niego jak klej do kartki. Nie jest natrętna, można śmiało powiedzieć, że nawet nie jest nim zainteresowana. To było dla niego wyzwanie. Po raz pierwszy w jego krótkim życiu jakaś dziewczyna nie klękała przed nim, ani nie śliniła się na jego widok. Trzymała w stosunku, co do niego pewien dystans, przez co gryfon jeszcze bardziej był nią zaintrygowany. W końcu doczekał się kogoś takiego, o kogo mógłby się starać i to mu się podobało.
Chłopak uśmiechną się lekko widząc nadchodzącą blondynkę. Ubrana w zwykłą, zielona kurtkę i czarne rurki wyglądała naprawdę nieźle. Włosy miała spięte w koński ogon, odsłaniając tym samym swoją bladą twarz. Błękitne oczy spoglądały na niego z lekką wyższością, ale i jednocześnie z pewnym rodzajem zadowolenia.  Viv podeszła do niego, stając dwa kroki przed nim. Przechyliła lekko głowę w bok, obnażając swoje idealnie białe zęby.
- Cześć James- powiedziała ciepło, posyłając w stronę chłopaka słodki uśmiech- Gotowy do drogi?
Chłopak kiwną raz głową, wkładając dłonie do swojego ciemnego płaszcza.
- Oczywiście- powiedział wskazując dłonią bramę- Zawsze i wszędzie.
Powoli chwycił dziewczynę za rękę, splatając jej palce ze swoimi. Mogłoby się to wydawać dość naturalne posunięcie. Takie przyjacielskie okazanie uczuć, gdyby nie to, że po całym ciele dziewczyny przeszedł dziwny dreszcz. Nigdy jeszcze nie czuła czegoś takiego. Subtelne ciepło rozchodząc się po całym jej ciele, mające źródło od strony uśmiechniętego chłopaka i to przyjemne uczucie, gdy jego skóra ściśle przylega do jej. Coś niezapomnianego i niezwykle intrygującego.
James jakby wyczuwając jej nienaturalną reakcję, odwrócił delikatnie głowę w jej kierunku. Szybko zerknął na swoją dłoń i uśmiechnął się łobuzersko.
- Wolisz abym trzymał cię pod rękę?- Spytał, tym samym ciągnąc ją mocniej w kierunku wioski.
Dziewczyna otrząchnęła się z transu, spoglądając kątem oka na chłopaka.
- Tak jest dobrze- mruknęła, chowając wolną dłoń do kieszenie spodni- Ale nie przywykłam, aby chłopak trzymał mnie za rękę. W mojej rodzinie uczono mnie, że tak nie wypada.
James uniósł do góry brew, zaintrygowany jej słowami.
- Jak to?
Viviane westchnęła cicho, odgarniając z twarzy zabłąkany kosmyk.
- Etykieta i takie tam. Wiesz jak to jest u arystokratów.
- Nie, nie wiem- powiedział stanowczo James, starając się brzmieć jak najbardziej poważnie, jednak delikatny uśmieszek na jego twarzy dokładnie ukazywał jego prawdziwy nastrój- nie jestem arystokratą, a pojęcie etykieta jest mi tak obce jak cecha zwana skromnością. A zresztą- machnął niedbale ręką, przy okazji przeczesując palcami swoje czarne włosy- Nie rozmawiajmy o tym. To takie dziwne, biorąc pod uwagę, że zabrałem cię na pierwszą randkę.
Viv przygryzła lekko wargę, zaciskając schowaną dłoń w pięść.
- Od kiedy to jest randka, co?- Spytała unosząc do góry brew- Wiadomo mi, że obecnie jestem na spotkaniu towarzyskim, a nie na randce.
Młody Potter uśmiechną się złośliwie i chwyciwszy dziewczynę za schowaną dłoń pociągnął ją tak, że wylądowała wprost pod jego ramieniem. Najpierw myślał, że spłonie żywcem. To, że źle odebrał jej zamiary to jedno, ale to, że powiedziała mu to prosto w twarz go lekko zabolało. W końcu on jest
- No cóż- powiedział powoli, kierując swoje zielone oczy w przestrzeń przed nimi.- Jeżeli nie uważasz tego za randkę…Twoja wola jest dla mnie święta, aczkolwiek jak wytłumaczysz to tym za nami- To mówiąc James dyskretnie wskazał wolną dłonią na sporą grupkę, wolnym krokiem podążającą za nimi.
Dziewczyna zerknęła ukradkiem do tyłu, napotykając parę zazdrosnych spojrzeń. Uśmiechnęła się delikatnie pod nosem. Nawet nie wiedziała, jaką sensację może wywołać jedno spotkanie. Ciekawe, co będzie po drugim, trzecim czy nawet czwartym. Może jakieś pojedynki albo trucizny w jej jedzeniu. Może być ciekawie. Vivian od małego uwielbiała ryzyko. Właśnie, dlatego przyjęła ta misję-była praktycznie niewykonalna. Jednak zła decyzja i po niej. Ciągłe stąpanie po krawędzi było dla niej czystą przyjemnością, a wzrok gapiów jeszcze bardziej nakręcał ją do mocnego balansowania nad przepaścią.
- Nie musze się nikomu tłumaczyć- stwierdziła po chwili, spoglądając na twarz chłopaka z wyższością- To moje życie i mogę z nim robić, co chcę. A tłumy gapiów mi wiszą- powoli wyjęła rękę z kieszeni, oplatając w pasie chłopaka.
James spiął się na chwilę, co nie uszło uwadze dziewczyny. Uśmiechnęła się szeroko odrzucając swoje blond loki do tyłu.
- Jeden zero dla mnie Potter- powiedziała radośnie wchodząc wraz z Jamesem do Miodowego Królestwa.
…..
- Rose posłuchaj to nie tak jak myślisz- powiedział po raz setny tego dnia Ian, starając się uchwycić zimne jak lód oczy panny Weasley- Myślałem, że to ty i…
-, O więc od teraz jestem, jaką pustą lalunią z tapetą na twarzy, hę? Cos ci się nie udał ten kawał- warknęła ruda, wyrywając nadgarstek z dłoni chłopaka.
Teraz już nie miała zamiaru płakać. Było jej żal gryfona. Nie potrafił się przyznać do zdrady, na której go przyłapała, i na domiar złego starał się jej jeszcze wmówić, że nie chciał tego zrobić. To, po co niby rozbierał ją na jej oczach? Idiota bez krzty honoru. Gdyby nie byli u madame Rosmerty w pubie już dawno wyciągnęłaby różdżkę. Nie obchodziło jej to, że gdzieś w głębi swojej duszy jeszcze kochała tego chłopaka. Chciała, aby się zamkną i zostawił ją w spokoju. 
Czarnowłosy pokręcił głową starając się znów pochwycić dłoń rudej, która jednak szybko mu umknęła, wraz z jej właścicielką. Chciałby mu uwierzyła, jednak jego słowa wbrew jego staraniom były puste. Nic nie znaczyły. Zdradził ją na jej oczach. Widziała całe to zajście. A najgorsze było to, że on prawie nic nie pamiętał z tamtej nocy. Był na kolacji, potem szedł do dormitorium i nagle zobaczył Rose ze łzami na policzkach, a zaraz obok niej stał ten pyszałek Malfoy, z tryumfalnym uśmieszkiem na twarzy.
- Uwierz mi ja nigdy bym cię nie zdradził, wiesz o ty doskonale. Tylko ciebie kocham. Inne się nie liczą- powiedział cicho, zaciskając dłonie na drewnianym blacie stołu.
Rose prychnęła z pogardą siadając naprzeciwko chłopaka i jakby nigdy nic zamawiając sobie piwo kremowe.
- Ta jasne, liczę się tylko ja i krukonka z wielkim biustem i małym mózgiem. A może uważasz, że jestem do niej podobna. Powiedz mi w kwestii, czego? Dużego biustu, czy małego mózgu?
Ian syknął cicho, tłumiąc ostatnimi siłami przekleństwo nasuwające mu się na język. Usiadł ewidentni niezadowolony z obrotu sprawy, nachylając się nad sztucznie uśmiechniętą gryfonką.
- Wiesz doskonale, że nigdy bym tego nie zrobił- szepnął na tyle cicho, aby tylko ona mogła go usłyszeć- Rose, jesteś dla mnie najważniejszą osobą na świecie.
Delikatnie dotknął opuszkami palców jej rudych fal, opadających kaskadą na ramiona, okryte grubym swetrem. Rose czując palce na swoich włosach momentalnie spięła się, odtrącając dłoń chłopaka.
- Nie masz prawa mnie dotykać- syknęła przeciągle, odsuwając się od niego na bezpieczna odległość- Jeszcze jeden raz, a zapowiadam, że nie wrócisz do Hogwartu w jednym kawałku. Straciłeś przywilej dotykania mnie, kiedy obmacywałeś, przepraszam nie obmacywałeś, o nie- kiedy współżyłeś z inną!- Dziewczyna wzięła duży łyk napoju, nie spuszczając morderczego wzroku z chłopaka.
Kiedy wypiła całą zawartość kufla od razu zamówiła drugie, całkowicie skupiając się na próbie zapanowania nad swoim rozdygotanym z nerwów ciałem.
- Zostawisz mnie w końcu, czy mam cię potraktować jakimś zaklęciem?- Spytała go spokojnie, nie spuszczając wzroku z pustego kufla.
Ian zacisnął mocno zęby i już otworzył usta, aby coś powiedzieć, jednak lodowate oczy dziewczyny utkwione w naczyniu odebrały mu mowę. Nigdy nie widział jej takiej. Bez żadnych emocji. Bez wyrazu. Taka pusta, szara. Chciał, aby się uśmiechnęła. Chciał widzieć jej radosne czekoladowe oczy oraz promienny uśmiech, zaróżowione policzki. Jednak tylko pogarszał jej stan. Przez niego była taka oziębła.
Powoli odsuną krzesło, wstając ze swojego siedzenia. Spojrzał na dziewczynę tęsknym wzrokiem, po czym odszedł, pozostawiając ją samą przy stole.
Rose zerknęła na niego ukradkiem, zaciskając drobne dłonie na kuflu. Samotna łza spłynęła po jej policzku, zostawiając po sobie mokry ślad. Dziewczyna otarła rękawem swetra policzek, gwałtownie wciągając powietrze. Pomimo niedaleko rozpalonego kominka, oraz wełnianego swetra zrobiło jej się strasznie zimno. Złapała się za ramiona trąc je energicznie, jakby była na samym środku jakiegoś lodowca. Nawet nie zauważyła, kiedy ktoś ułożył na jej ramionach ciepłą kurtkę i czyjeś silne ramiona mocno przyciągnęły ją od siebie. Subtelny zapach drogich perfum dotarł do jej nozdrzy, kiedy Scorpius nachylił się nad nią delikatnie.
- Chodźmy stąd- mruknął podciągając ją do góry i prowadząc w stronę wyjścia z pubu.
Przekroczywszy próg uderzyła w nich fala zimnego, wieczornego powietrza, muskając delikatnie ich rozgrzane policzki.
Rose spojrzała na niego niepewnie, jednak była za bardzo oszołomiona jego zachowaniem, aby jakkolwiek zareagować. To w końcu Malfoy! Ten ślizgon, który przez pięć lat jej dokuczał, wyzywał i robił durne psikusy. Ten, który złamał serce jej najlepszej przyjaciółce i ten sam, który następnego rana wylał na nią zawartość swojego talerza. Jej wróg. A jednak teraz szła powoli w jego objęciach, rozkoszując się zapachem jego cytrynowych perfum. Jej dłonie, mocno zaciśnięte na jego białej koszuli zapewne były jedynym źródłem ciepła, jakie działało na blondyna. Dziewczyna spojrzała na jego poważną, bladą twarz i rozluźniła uścisk. Czując jak mięśnie chłopaka się napinają przystanęła, zdejmując jego szary płaszcz z ramion, jednak ślizgon nie pozwolił jej na to, ponownie nakrywając ją nim.
- Zimno ci, przeziębisz się- powiedziała Rose, nie wierząc w szczerość wypowiedzianych przez nią słów.
Blondyn pokręcił głową, wkładając dłonie w kieszenie swoich spodni.
- Prędzej niebo ty zamarzniesz niż mi zrobi się zimno- mruknął, ciągnąc gryfonkę w stronę zamku.
Kłamał, jak to on. W rzeczywistości było mu zimno jak cholera. Gdyby nie dłoń dziewczyny zapewne krew zamarzłaby mu w żyłach. A o dziwo uchodził za gorącego faceta. Szkoda, że w takie zimne wieczory te pogłoski się nie sprawdzały.
- jak chcesz- powiedziała Rose, równając z nim krok.
Niepewnie obejrzał się za siebie, szukając jakiegoś znaku. Nie miał zegarka, jednak instynkt podpowiadał mu, że to już niedługo się zacznie. Nie miał, co do tego wątpliwości. Miał tylko nadzieję, że zdąży doprowadzić dziewczynę do zamku. Musi zrzucić podejrzenia na kogoś innego.
Nagle kątem oka dostrzegł ledwo zauważalny błysk i w niebo jak fajerwerki wystrzeliło zielone światło. Chłopak zacisnął nerwowo zęby i zrobił coś, co mogło stać się dla niego najgorszym posunięciem-spanikował. Ona nie mogła tego zobaczyć. Taki był plan. Widząc jak dziewczyna odwraca się w kierunku światła chwycił ją mocno w pasie, tym samym przyciągając ja brutalnie do siebie. Nie zastanawiając się ani chwilę wbił się mocno w jej usta, odwracając tyłem do światła na niebie, formującego się w mroczny znak.
….
James spojrzał w niebo, dusząc w sobie krzyk. Wiedział, co znaczył znak na niebie. Wielokrotnie widział takie zdjęcia w gabinecie ojca, pośród akt aurorów. Znak śmierciożerców, symbol czarnego pana. Czaszka, z której ust wychodził wąż.
Zacisnął mocno dłonie na nadgarstku swojej towarzyszki i z całej siły pociągnął ja w stronę zamku. Teraz liczyła się tylko natychmiastowa ucieczka. Nawet nie zauważył jej tryumfalnego uśmieszku, kiedy to zrobił. O tak, był już jej. Plan się udał.
….
Krzyk za krzykiem. Wrzask za wrzaskiem. Upadek za upadkiem. A po środku tego chłopak z szyderczym uśmieszkiem na twarzy, trzymający w dłoni mahoniową różdżkę. Obnażone, białe, lekko zaostrzone kły zdradzały jego tożsamość. Był synem wilkołaka, znanego potwora budzącego wśród większości strach i oraz respekt. Młody Greyback wiedział jak zrobić szum i wywołać rozpacz. I właśnie dzisiaj postanowił to wykorzystać. Dzisiaj będzie świętował swój tryumf, a jutro będzie pił u boku swoich mistrzów w Hogwarcie. Już jutro zasiądzie po prawicy córki Voldemorta. Jego marzenie się ziści. Zostało mu już tylko jedno, aby osiągnąć ten cel. Musi zabić.

.....
Późno-wiem. Mało się dzieje-to też wiem. Następny będzie lepszy? Tego nie wiem, to już wy ocenicie. Opóźnienie- szkoła nauka i tak dalej. Ale napisałam i mam dzieję, że się spodoba. Pozdrawiam :)