niedziela, 25 sierpnia 2013

Rozdział 4



Rose rozejrzała się po korytarzu, krocząc dumnie pomiędzy portretami. Jak zwykle zaczęła obchód punktualnie. Plakietka prefekta naczelnego do czegoś ją zobowiązywała. Traktowała tą posadę bardzo poważnie i jako wielkie wyróżnienie. Jej mama była prefektem naczelny, ojciec sprawdził się jako zwykły prefekt, chociaż nikt nigdy nie miał pojęcia jak to zrobił., Chciała, aby rodzice byli z niej dumni w każdym calu. Musiała być idealną córką, chciała nią być. Nikt jej nie mógł w tym przeszkodzić.
Nie mogła okazać żadnej słabości w obecności Scorpiusa. Jednak oznaka jej słabości przy tym ślizgonie, i chłopak mógłby znaleźć jakąś absurdalną plotkę na jej temat. Coś tak niedorzecznego, jak słoma zamiast włosów w drugiej klasie. Niedorzeczność. Dziewczyna stanęła na rozwidleniu, biorąc głęboki wdech. Do jej wyczulonych nozdrzy doszedł dobrze jej znany subtelny zapach drogiej wody kolońskiej. Tylko jednak osoba używała takiego zapachu, i wbrew wszystkim opiniom Rose lubiła ten zapach, nawet jeżeli nienawidziła osoby nim wypryskanej. Odwróciła delikatnie głowę i prawie od razu natrafiła na stalowe tęczówki blondyna, stojącego niedaleko niej, opartego niedbale o ścianę. Zamiast szkolnej szaty miał na sobie zwykłego, białego T-shirta, oraz idealnie dopasowane jeansy. Jego włosy były idealnie ułożone w artystycznym nieładzie. Zapewne sporo siedział przed lustrem, aby uzyskać taki efekt. Narcyz jeden. Dziewczyna założyła ręce na piersi, spoglądając na ślizgona  z przekąsem. Niestety ale w głębi duszy musiała przyznać, że jako chłopak wyglądał niezwykle dobrze, szczególnie jeżeli przyjrzeć się delikatnie zarysowanym pod koszulką mięśniom. Ale patrząc na niego jak na Malfoya, Rose nie mogła się wyzbyć fali napływającego ku jej twarzy obrzydzenia. Tak na nią działała ten zadufany  w sobie ślizgon.
- Ile czasu spędziłeś w łazience, aby się tak odstroić?- spytała się Scorpiusa, wykrzywiając usta w grymasie przypominającym uśmiech.
Chłopak odepchnął się od ściany, zarzucając swoją blond grzywą.
- W przeciwieństwie do ciebie wiewióro ja wiem co to jest lustro. Kiedy ty ostatnio się przeglądałaś? Chyba nigdy, patrząc na twoje siano- Scorpius szybko zlustrował ją wzrokiem, co chwila zatrzymując się na poszczególnych wypukłościach jej ciała, starając się je wychwycić spod szkolnej szaty.
Dobrze pamiętał jak wyglądała. W wyobraźni miła dokładnie zarejestrowany jej obraz w żółtej bluzeczce i idealnie dopasowanych do jej figury jeansach. Był to niezwykle kuszący obrazek, jednak powoli stawał się coraz bardziej odległy, chociaż od tamtej chwili minęły zaledwie dwa dni. Od tamtego czasu dziewczyna chodziła tylko w szacie, w której no cóż, trudno cokolwiek dostrzec.
Rose spiorunowała blondyna wzrokiem, zaciskając swoje drobne dłonie w piąstki.
- Siano, to ty masz zamiast mózgu fretko- warknęła, kierując się w jego stronę.
Zrównała z nim, zatrzymując się dokładnie obok jego ramienia. Odwróciła delikatnie głowę w stronę Scorpiusa, zarzucając swoimi rudymi falami.
- Będziemy tu tak stali aż mury się posypią, czy zaczniemy ten obchód?
Scorpius uśmiechnął się wrednie, odwracając się w stronę kierunku w którym jak mniemał chciała podążyć dziewczyna.
W całkowitej ciszy ruszyli przed siebie. Przemierzali powoli korytarze Hogwartu, rozglądając się uważnie na boki. Od czasu do czasu zerkali na siebie z zaintrygowaniem. Ona- była ciekawa kiedy blondyn uwolni swój długi język i zacznie ją obrażać. On- kiedy jeszcze raz zaszczyci go spojrzeniem swoich czekoladowych oczu. Z tego co wiedział były ona strasznie podobna do swojej matki. Te same oczy, ta sama twarz, dłonie, krągłości... Tylko kolor włosów się różnił. Ona odziedziczyła go po ojcu, naklejając tym samym na siebie plakietkę z napisem ,,Jestem Weasley”. Reszta była po pannie Granger. Ojciec opowiadał mu nieco o niej. Podobno nawet kiedyś ją zaliczył, jednak to zapewne tylko głupie plotki. Draco nie byłby do czegoś takiego zdolny. Był zwykłym tchórzem. Pewnie dlatego poślubił jego matkę. Zapewne była jedyną, która była na tyle ślepa, aby nie widzieć jakim był nieudacznikiem.
Chłopak w końcu nie wytrzymał.
- I co ci niby powiedział ten twój, jak mu tam, Ian? Bardzo go boli mordka?- spytał nie szczędząc sarkazmu oraz nut obrzydzenia.
Usta dziewczyny lekko drgnęły, a jej drobne dłonie mocniej zacisnęły się w pięści. I co miała mu powiedzieć? Tak owszem, widziała stan twarzy chłopaka, jego złamany nos oraz rozcięta wargę. Patrzyła opatrywała również jego dłoń. Była zła, nawet bardzo, jednak w gruncie rzeczy nie wiedziała na kogo. Po części na nich obydwu. Na Iana, ponieważ dał się zlać na forum publicznym młodszemu od siebie uczniowi, oraz wykazał oznaki słabości przy tym ślizgonie, a na Malfoya, no cóż, za to że jest i tyle. Na niego była zła co najmniej pięć razy w tygodniu, więc w końcu stało się to dla niej zbyt rutynowe, aby przypominać sobie przyczyny jej złości.
- Nie musiał nic mówić, a raczej nie mógł, bo jakiś imbecyl rozwalił mu pół szczęki. Znasz może tego jegomościa? Chętnie poćwiczę na nim zaklęcia- mruknęła, zaszczycając Scorpiusa swoim piorunującym spojrzeniem.
Chłopak prychnął.
- Nie tylko go znam, ale i nawet mogę ci załatwić parę chwil sam na sam z tym mężczyzną. Skusisz się wiewióro?
- Nie jestem zainteresowana spędzaniem czasu z jakąś arystokratyczną świnią, nawet jeżeli byłby ostatnim mężczyzną na świecie- bąknęła, zakładając ręce na piersi.
- Cóż musze cię zasmucić wiewióro- rzekł powoli chłopak, udając zmartwienie- On nie jest ostatnim na świecie, więc nie ma żadnych przeciwskazań, abyście się spiknęli. No chyba, że boisz się bliższego kontaktu z prawdziwym mężczyzną, co?
Rose zamknęła oczy i w pełni skupienia, policzyła do dziesięciu, aby zaraz nie rzucić się na rozradowanego ślizgona z wielkim ego. Jak on w ogóle znajdował miejsce w tym swoim zakutym łbie na tego typu teksty? Chyba zapisywał je sobie na karteczkach, aby nie zapomnieć. Po chwili otworzyła oczy i już chciała coś powiedzieć, kiedy Malfoy zakrył jej ręką usta, nakazując kompletną ciszę. Lekko skołowana gryfonka stanęła, nasłuchując uważnie nienaturalnych dźwięków. Nic. Kątem oka spostrzegła złowieszczy uśmieszek chłopaka. Zmów wsłuchała się w ciszę, tym razem z lepszym skutkiem. Gdzieś w oddali usłyszała śmiechy. Dwa dokładniej. Chłopaka i dziewczyny. Zapewne nieźle się bawili. Nie czekając na reakcję ślizgona, gryfonka zrzuciła jego dłoń ze swoich ust i pomknęła w stronę źródła odgłosów. Stanęła przed opuszczoną salą od transmutacji i sięgnęła do klamki, jednak czyjaś dłoń odciągnęła ją od drzwi, przypierając ją do muru. Rose spojrzała w stalowe tęczówki blondyna, na chwile zatapiając się w nich. Teraz już wiedziała, dlaczego dziewczyny tak leciały na tego faceta. Jego oczy były nieziemskie. Można było w nich utonąć, jak w płynnym srebrze. I stwierdziła to ona, która brzydziła się go jak obślizgłej żaby, czy pająków. W dodatku jego silne dłonie, oplatające jej talię oraz ten arogancki uśmieszek dodający mu uroku. Jak mogła go nie zauważyć?
Scorpius, przytknął sobie palec do ust, dyskretnie wskazując na pomieszczenie.
- Nie wypadałoby im teraz przeszkadzać. Są zajęci. Gdybyś zajrzała mogłabyś się czegoś od nich nauczyć skarbie- mruknął, odgarniając jej z twarzy zabłąkany kosmyk.
Zrobił to odruchowo, bez żadnego powodu. Wolał jak jej oczy były widoczne. Lubił na nie patrzeć. Były śliczne, w jego mniemaniu nawet idealne. Powoli zsunął opuszek swojego palca na policzek dziewczyny, zataczając drobne kółeczka wokół jej ust. Merlinie, ależ ona piękna, pomyślał.
W tej chwili, dziewczyna otrząsnęła się z transu i z całej siły odepchnęła od siebie Malfoya. Wyciągnęła z za paska różdżkę i wycelowała nią w ślizgona.
- Jeszcze raz naruszysz moją strefę osobistą, a obiecuję ci, że zetrę ten uśmieszek z twojej twarzy- powiedziała, piorunując go swoimi czekoladowymi tęczówkami- Ostrzegam cię Malfoy- Bardzo powoli przeniosła koniec swojej różdżki na drzwi, i po chwili zastanowienia mruknęła zaklęcie. W tej samej chwili drzwi otworzyły się z hukiem, ukazując prefektom parę w dziwnej pozycji. Rose przyjrzała się obydwu postaciom, po czym zakryła dłonią usta, tłumiąc swój szloch.  . Po chwili za nią pojawiła się smukła sylwetka Malfoya. Na jego bladej twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek.
- Wiedziałem, że z tobą jest coś nie tak. Ale żeby zdradzać dziewczynę w opuszczonej klasie? Nawet po tobie bym się tego nie spodziewał czarnuchu.
Ian, spojrzał pustym wzrokiem na prefektów, zatrzymując na chwilę swoje oczy na rudowłosej. Powoli przeniósł wzrok na szatynkę leżącą pod nim, po czym odskoczył od niej jak oparzony, zakrywając się ciemną szatą.
- Rose, ja nie..- nie zdążył dokończyć, bo w tej samej chwili gryfonka wybiegła z klasy, zostawiając ich samych- Rose!- krzyknął za nią, sięgając po swoje spodnie
Malfoy pokręcił głową, spoglądając z politowaniem na ubierającego się gryfona.
- Właśnie straciłeś dziewczynę koleś- powiedział i wolnym krokiem podążył  do swojego dormitorium, uśmiechając się w  duchu. Wszystko szło zgodnie z ich planem. Teraz ta ruda poleci w jego ramiona bez większych trudności. O tak, już była jego.

….

- Jak tam ci poszło? Wszystko zgodnie z planem?- spytała się Viviane, siadając na swoim fotelu. Była noc, i w normalnych okolicznościach pewnie by już spałą. Chociaż wychowana w surowych warunkach i przyzwyczajona do bardzo malej ilości snu, musiała przyznać, że w Hogwarcie się lekko rozleniwiła. Nauka ją wykańczała, przez co automatycznie spędzała coraz więcej czasu w swoim łóżku. Jej się to podobało, jednak na myśl, że będzie musiała z tego zrezygnować na wakacje, robiło jej się słabo. Nie mogła się oddawać przyjemnością, bo stawka była zbyt wysoka.
Scorpius skłonił lekko głowę. Musiał okazywać jej szacunek. W końcu bez niej, taka sytuacja nigdy by się nie zdarzyła.
- Albus doskonale sobie poradził. Eliksir wielosokowy spisał się doskonale. Ten idiota nawet się nie skapną, że uprawia seks z inną. Co za frajer. Gdybyś widziała tą jego przygłupią minę, gdy zorientował się co robi.
Dziewczyna kiwnęła głową, splatając palce obydwu dłoni w koszyczek.
- Doskonale, o to nam chodziło. Teraz powinno być już łatwo- podniosła swoje błękitne oczy na chłopaka, uśmiechając się złowieszczo- Jutro jest wyjście do Hogsmeade. Tam masz swoją szansę. Tylko pamiętaj, musisz się wyrobić przed szesnastą. Nie chcemy przecież niepotrzebnych ofiar. Lord nie potrzebuje dodatkowych rozgłosów.
Scorpius przełkną gorączkowo ślinę na wzmiankę o ojcu dziewczyny. Był on jedyna osobą, której młody Malfoy się obawiał. Widział go tylko raz i tyle mu w zupełności wystarczyło. Bitwa zrobiła swoje. Nawet po zmartwychwstaniu nie wyglądał już tak dobrze jak poprzednio. Jego twarz bez nosa była naznaczona dwoma bliznami, przecinającymi jego głowę na pół. Kościste ręce wyglądały jakby pobrudzone smołą, a reszta ciała, poprzednio doskonale trzymająca się jak na żywego trupa, teraz nie potrafiła utrzymać swojego właściciela w pozycji stojącej dłużej niż dziesięć minut. Voldemort słabł fizycznie, a w tym samym czasie jego córka rosła w siłę, gromadząc wokół siebie zastępy śmierciożerców. To ona była dla niego ostatnią deską ratunku oraz powodem do dumy. Była jego odzwierciedleniem. Taka ambitna, z własną wizją, wyrobionym  światopoglądem. Córka idealna.
- Oczywiście- skłonił się po raz kolejny- Coś jeszcze?
Dziewczyna machnęła na niego dłonią, wstając z fotela. Powoli podeszła do stolika nocnego, nalewając sobie pół szklanki ognistej.
- To wszystko na dzisiaj. Możesz iść.
Blondyn zmrużył oczy, śledząc napełnione naczynie. Już chciał coś powiedzieć, jednak w porę się opanował, zamykając usta. Odwrócił się z gracją na pięcie i powolnym krokiem opuścił dormitorium ślizgonki. Viv westchnęła cicho, odstawiając szklankę z trunkiem.
- Tego dla mnie chciałaś mamo?- wzniosła oczy ku niebu, a po jej policzku spłynęła wielka łza- Tak ma wyglądać moje życie? W strachu przed własnymi uczuciami?- dziewczyna powoli osunęła się na ziemię, opierając głowę o oparcie fotela. Zamknęła oczy, oddając się jedynej zakazanej jej przez ojca czynności-ukazywaniu żalu.

…..


Tak, wiem. Mało się dzieje i przepraszam was za to bardzo. Wiecie, wakacje i tak dalej. Następny rozdział będzie lepszy, obiecuję wam, a jak na razie trzeba się zadowolić tym.

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Rozdział 3



James oparł się o ścianę na korytarzu, rozglądając się uważnie. Włożył ręce w kieszenie i najzwyczajniej w świecie czekał, od czasu do czasu posyłając słodki uśmieszek w stronę jakiejś dziewczyny. Zdarzyło mu się też zarzucić włosami, jednak po paru piskach przekraczających normalną skale dźwięku, ku niezadowoleniu płci przeciwnej, poniechał tej czynności, skupiając się na przechodzących uczniach. Nie lubił stać bezczynnie, to nie leżało w jego psotnej naturze. Niektórzy mugolscy lekarze twierdzili, że może posiadać pewnego rodzaju ADHD, jednak po licznych testach kwestia jego nadpobudliwości nie została wyjaśniona, i rodzice zakończyli wszystkie jego terapie, wmawiając sobie, że to taki jego urok. Każde dziecko jest inne, więc może ich kochany James będzie żywiołowym chłopakiem, tak sobie wmawiali. I jakimś cudem mieli rację.
Kąciki ust chłopaka uniosły się nieznacznie, widząc brązową główkę zbliżającą się w jego stronę. Grymmi oparł się obok niego, dyskretnie przekazując mu plik wyblakłych kartek.
- Wszystko, co wie o niej Hogwart, oraz spisane relacje jakichś przypadkowych ślizgonek. Ogólnie nie jest tego za dużo. Wszystkie sprawozdania jakoś się ze sobą pokrywają. Miejsce urodzenia, imiona rodziców, poprzednia szkoła-mają nawet jej badania lekarskie.
Czarnowłosy uśmiechną się pod nosem, szybko wertując zawartość dokumentów, zatrzymując, co chwila oczy na słowach kluczach. Nic nadzwyczajnego. Przeciętne czarownica, uczulona na cytrusy, prymuska, była pani kapitan szkolnej drużyny Quiddicha.
- Dzięki stary, jesteś najlepszy- stwierdził, wyciągając zza pleców przezroczystą fiolkę z żółtym płynem w środku- Zapłata. Tak jak obiecywałem, świeży eliksir wielosokowy. Na dwa razy spokojnie starczy.
Grymmi pokręcił głową, wbijając swoje ciemne oczy w filar przed nimi. Uśmiechnął się wrednie pod nosem, tym samym zwracając się do przyjaciela.
- Były drobne komplikacje z Filchem- powiedział, spoglądając na Jamesa z ukosa- Musiałem potraktować go ciasteczkami, wywołującymi krosty. O mało, co mnie nie odkrył- chłopak spuścił nisko głowę- Niestety, ale muszę podwoić stawkę.
Potter zerknął na niego z niedowierzaniem, jednak widząc poważną minę przyjaciela powstrzymał się od komentarza. Odwrócił się twarzą do chłopaka, przyciskając zaciśniętą pięść obok jego ucha. Nie chciał go straszyć, o nie. Wolał tylko przemówić mu do rozumu. Już i tak ta jedna fiolka go sporo kosztowała, a on chciał jeszcze jedną.
- Wiesz jak trudno dostać taką fiolkę?- Szepnął, mierząc chłopaka zirytowanym wzrokiem, jednocześnie starając się powstrzymać odruch padnięcia przed nim na kolana- Ponad dwa dni przekupywałem Rose, aby dała mi klucze do magazynku, a potem jeszcze musiałem się do niego włamać i znowu ją przekupić, aby nie pisnęła ani słówka. Kosztowało mnie to zdecydowanie więcej, niż ciebie zdobycie tych papierów.
Grymmi wzruszył ramionami.
- Może i tak, jednak, jeżeli chcesz je zatrzymać- mruknął wyrywając Potterowi pergaminy- Skombinujesz jeszcze jedną fiolkę. Naprawdę potrzebuję tego eliksiru James.
- Ale przyjacielowi mógłbyś darować- burknął urażony chłopak.
Brunet uśmiechną się zawadiacko pod nosem, po czym skłonił się nisko.
- Klient klientem mój drogi. Jakbym faworyzował to nigdy nie udałoby mi się czegoś osiągnąć- opowiedział, prostując się jak struna- Stary, wystarczy, że zagadasz do Rose, postraszysz ją Scorpiusem lub ostatecznie wrobisz ją w jakiś szlaban.
- Ona jest prefektem Grymmi, a w dodatku moją kuzynką. Powtórzę Weasley- syknął Potter- Daruj mi tą jedną fiolkę a obiecuję ci, że przy następnej okazji, znajdę ci jakąś fajna laskę.
- Pomyślmy. Chym…nie- Radcliffe wykrzywił usta w złośliwym uśmieszku, odpychając się łokciami od ściany- Miło się z tobą robi interesy, James- powiedział, po czym ruszył przed siebie na dziedziniec.
James zacisnął zęby, spoglądając w czubki swoich butów. Pokręcił głową niedowierzając tej całej sytuacji. Właśnie jego kumpel zabrał mu papiery sprzed nosa, i to w dodatku dotyczące Viviane. Cały jej walony życiorys znajdował się zaledwie parę metrów od jego dłoni, trzymany przez wielką łapę Grymmiego. Bez dłuższego zastanowienia się nad konsekwencjami, James chwycił swoją różdżkę, celując nią w przyjaciela.
- Accio pergaminy- wyszeptał wyciągając swoją dłoń w stronę lecących kartek.
Chwycił je w powietrzu, po czym nie zważając na przechodzących niedaleko nauczycieli puścił się pędem przed siebie, starając się jak najszybciej zniknąć z pola widzenia zdezorientowanego Radcliffa, który już po chwili podjął się pościgu za opryszkiem. Zgrabnymi ruchami wymijał wszystkich uczniów, jednak w końcu stracił z oczu swoją ofiarę. Wyhamował gwałtownie, o mały włos nie wpadając na jakąś krukonkę, która z wielkim piskiem została przyparta przez niego do ściany. Chłopka spojrzała na nią, przykładając jej palec do ust. Nawet jej nie znał, nie kojarzył, chociaż doskonale zdawał sobie sprawę, że zapewne jego sława go wyprzedziła, i dziewczyna doskonale wie, z kim do czynienia.
- Moja droga, to nie czas i miejsce na twoje jęki. Jeżeli tak bardzo chcesz sobie pokrzyczeć, to zapraszam cię do pustej Sali na czwartym piętrze, dzisiaj wieczorem. Będę czekać- powoli zsuną swoje palce z jej ust i z szarmanckim uśmiechem oddalił się, zostawiając ciemnowłosą dziewczynę w osłupieniu.
……

- Musisz iść z tą tlenioną fretką?- Zapytał po raz setny Ian, delikatnie odgarniając włosy z twarzy Rose.
Jak zwykle po obiedzie siedzieli w siebie wtuleni, pod jednym z drzew na błoniach. Słońce nie szczędziło im ciepła, spuszczając na nich promienie, prześlizgujące się przez koronę buku i padając na ich szkolne mundurki.  Lekki wiatr poruszał rudymi włosami dziewczyny, rozrzucając je po zielonej trawie, i mimo wszelkich starań, tym samym rujnując jej fryzurę.
- Wiesz, że muszę- westchnęła cicho, kiedy palce chłopaka musnęły jej różowy policzek- Dałam mu słowo.
- Chrzanić dane słowo, przecież to Malfoy. Ten zadufany w sobie arystokrata, gnębiący cię od ponad pięciu lat…
Rose spiorunowała chłopaka wzrokiem, przez co Ian od razu zamilkł.
- Jestem gryfonką i nie boją się spędzić dwóch godzin w jego towarzystwie- powiedziała twardo, wyślizgując się z objęć chłopaka- A poza tym, ja nie łamię danego słowa, i ty, jako mój chłopak powinieneś o tym doskonale wiedzieć.
Tak. Akurat Ian powinien o tym wiedzieć najlepiej. Pamiętał doskonale jak zaczął chodzić z Rose. Najpierw to był durny zakład z Jamesem, którego ofiarą padła jego kuzynka. Później jednak stało się to dla niego czymś więcej. Powoli uzależniał się od towarzystwa tej dziewczyny. Jego myśli wypełniał tylko jej obraz. Na sam koniec przestał się dla niego liczyć ten durny zakład. Wyjawił wszystko Rose, obiecując jej, że to się nigdy nie powtórzy. A ta zamiast potraktować go Avadą, dała mu kolejną szansę. Obiecali sobie, że już nigdy nie zatają przed sobą prawdy, i jak na razie dobrze im z tym było. Wiedzieli o sobie wszystko, nie mieli żadnych tajemnic. Tak, Ian wiedział, że ruda nigdy nie złamie słowa. Wiedział o tym lepiej niż ktokolwiek inny. Jednak myśl, że przez swój honor będzie musiał oddać ją Scorpiusowi na cały obchód bolała go. Za to był na nią zły, nie za obietnicę, ale za to, że chodziło o Malfoya.
- Wiem o tym, Rose- szepnął, starając się jakoś udobruchać dziewczynę- Ale zrozum w jakiej postawiłaś mnie sytuacji. Idziesz na patrol z, nie oszukujmy się, jednym z najbardziej pożądanych chłopaków w szkole, zostawiając swojego bardzo przeciętnego faceta, samego w dormitorium, na całe dwie godziny.
- Przesadzasz- mruknęła dziewczyna podnosząc się do pozycji siedzącej- On nawet nie zbliży się do mnie bez paczki chusteczek i wyciągniętej różdżki. Będzie się bał, że ubrudzi się…szlamem- te ostanie słowa były ledwo słyszalne, jednak wyczulony słuch chłopaka i tak je wychwycił. Wiedział jak Rose jest wyczulona na to słowo. Wprawdzie nie była mugolaczką, tylko pół krwi, jednak dla Malfoya liczył się tylko fakt, że jej matka nie pochodziła z magicznej rodziny. Reszta nie miała znaczenia.
- To, dlaczego niby chce się z tobą spotkać sama na sam, co?- Lekko uniósł brew, nie mogąc powstrzymać nieco wyższego tonu niż zwykle. Denerwował się i tyle- Mówię ci, on chce zrobić jakieś świństwo. Nie chcę abyś cierpiała, czy co gorsza płakała przez tego idiotę- wymruczał, przesuwając się bliżej niej.
Rose odchyliła głowę do tyłu i zaśmiała się cicho.
- Rozumiem, jesteś zazdrosny!- Krzyknęła, zwracając na siebie uwagę kilku innych uczniów, którzy teraz z zaciekawieniem przyglądali się kątem oka zaistniałej sytuacji- O matko, jesteś zazdrosny o Malfoya…o tą tlenioną fretkę- pokręciła głową, lekko niedowierzając temu wszystkiemu. Dziewczyna mogłaby zrozumieć wszystko, zazdrość o praktycznie wszystkich facetów, ale o Scorpiusa? Świat schodzi na psy.
- Nie jestem zazdrosny o tego arystokratę- syknął, unosząc się gwałtowni do pozycji siedzącej- Po prostu się o ciebie martwię. On jest nieobliczalny…
- Tak samo jak ty, czy inny facet w Hogwarcie- przerwała mu- Wszystkich was trudniej rozgryźć, czy zrozumieć- wstała z trawy, otrzepując się z piachu- Przykro mi, ale jeżeli masz zamiar się tak zachowywać, to nie mam ochoty z tobą przebywać. Żegnam- to mówiąc ruszyła w kierunku zamku, niezauważalnie zaciskając dłonie w pięści.
Chłopak chwilę patrzył za nią, po czym zerwał się na równe nogi, nie do końca wiedząc, co zrobić. Wiedział, że jeżeli za nią pójdź zacznie się drzeć, walić pięściami i wyzywać go, jednak, jeżeli zostanie to będzie jeszcze gorzej. Wolał mieć ją wściekłą, niż wcale.
- Rose!- Krzyknął puszczając się pędem za nią- Rose, zaczekaj.
- Daruj sobie czarnuchu- odezwał się głos za jego plecami- Ona już wybrała tego lepszego.
Ian zatrzymał się momentalnie i wyciągając swoją różdżkę wycelował nią w stojącego za nim Malfoya. Blondyn uśmiechnął się wrednie, zniżając swój wzrok na broń gryfona. Dotknął ją delikatnie palcem, odsuwając od swojej krtani.
- Nie odważysz się- warknął, sięgając za swoją szatę. Czarnowłosy przycisnął mocniej różdżkę do gardła Scorpiusa, mierząc go zawistnym wzrokiem.
- Nie zbliżaj się do Rose- syknął- jeżeli zrobisz jej krzywdę osobiście się tobą zajmę- powolnym ruchem odsunął broń z gardła Scorpiusa, chowając ją do kieszeni w swojej szacie.
Uśmieszek na twarzy ślizgona powiększył się nieznacznie.
- I co mi niby zrobisz? Postraszysz mnie włosami?- Prychnął z pogardą, opierając dłonie na biodrach- Nie dorastasz mi do pięt. Wystarczy, że pstryknę palcami, a ona poleci mi w ramiona, nawet, jeżeli to Weasley. Mogę mieć każdą, nawet ją.
Ian zacisnął dłonie w pięści i już po chwili padł cios, jednak nie taki, jakiego się spodziewał, ponieważ dłoń gryfona zatrzymała się na otwartej dłoni Scorpiusa tuż przed jego twarzą. Twarz ślizgona nagle spoważniała, gdy zaczął zaciskać kościste palce na pięści oprawcy.  Jego blade knykcie stały się jeszcze bledsze niż zwykle, tamując dopływa krwi do dłoni gryfona.
Ian z trudem stłumił jęk nasuwający mu się na język, wytrzymując wzrok blondyna. W końcu nie udało mu się i uległ, wykrzywiając twarz w grymasie bólu.
- Teraz widzisz, kto tutaj jest górą- syknął Malfoy, puszczając dłoń chłopaka- Nie zadzieraj ze mną szlamo, bo następnym razem nie będę łaskawy- Odwrócił się od gryfona, lecz jednak po chwili znów spojrzał mu w twarz, wymierzając mu potężny cios w szczękę. Ian upadł na ziemie, łapiąc się odruchowo za twarz.
- To ostrzeżenie- mruknął i oddalił się od Iana, pozostawiając go samego.


….

Vivian przyglądała się tej całej sytuacji ze swojego dormitorium. Stojąc przy dużym oknie w samej rozciągniętej koszulce i bieliźnie, spoglądała na Malfoya z wielkim zaciekawieniem. Nigdy nie dawał upustu swoim emocjom, więc taki widok był czymś niezwykłym. Kąciki jej ust uniosły się nieznacznie, kiedy ciało gryfona łupnęło o ziemię. Chwyciła stojącą obok siebie szklankę ognistej, po czym upiła mały łyczek, spoglądając kątem oka na poł nagiego chłopaka, leżącego niedaleko niej. Odstawiwszy szklankę Podeszła do łóżka, kładąc się obok ciemnowłosego ślizgona. Delikatnie przesunęła smukłymi palcami po krawędziach jego szczęki, zataczając kółka w okolicach jego ust.
- Jesteś taki słodki- wyszeptała, składając delikatny pocałunek w kąciku jego ust.
Chłopak uśmiechnął się szeroko, starając się objąć dziewczynę w talii, jednak ta szybko odsunęła się od niego, sięgając po różdżkę. Dotknęła delikatnie końcem jego nagiego torsu.
- Powiedz mi, jak bardzo mnie pragniesz?- spytała się, podjeżdżając różdżką wyżej.
- Jak niczego kolwiek innego na świecie- wychrypiał ślizgon, nakładając na palec kosmyk jej blond włosów.
Viviane uśmiechnęła się delikatnie zatrzymując dłoń na jego brodzie. Spojrzała mu prosto w oczy, oblizując zmysłowo usta. Zbliżyła się do jego twarzy, znajdując się zaledwie parę cali od niej.
- To dobrze, bo będziesz mi służył- szepnęła, wpatrując się zdezorientowane spojrzenie chłopaka- Imperius.
Momentalnie ciało chłopaka spięło się, aby zaraz po chwili rozluźnić. Jego puste spojrzenie uprzednio wbite w dziewczynę, przeniosło się na górę baldachimu. Viv uśmiechnęła się tryumfalnie, schodząc z łózka i kompletnie się ubierając.
- No Albusie, czas twojej służby właśnie się zaczął.

 ......


Rozdział trzeci wita, wraz z autorką i  ma nadziej, że się spodoba. Ja osobiście jak na niego patrzę, stwierdzam, że nie jest szczytem moich marzeń, no ale trudno.
pozdrawiam i zachęcam do komentowania :)

czwartek, 15 sierpnia 2013

Rozdział 2



James nakrył się swoją bluzą, chroniąc się tym samym przed mroźniejszym podmuchem wiatru. Nadchodziła jesień. Na drzewach można było dostrzec pożółkłe liście, a na niebie aż roiło się od ptaków, uciekających daleko do cieplejszych krajów. Nawet bijąca wierzba powoli zaczęła zrzucać swoje nakrycie, wpadając w swój coroczny stan uśpienia.
- I po co mnie tu zabrałeś? Przecież wiesz jak nie lubię Quiddicha! James, ja chcę do biblioteki- marudziła Rose, co chwila trącając swojego kuzyna w ramię.
James tylko kręcił głową, dalej wbijając swój wzrok w boisko, a razcej zawodników po nich latających. Nie było to jednak łatwe, biorąc pod uwagę, że byli w trakcie gry. Co chwila przed oczyma orzelatywał mu jakaś zielona szata, rozpraszając jego mało podzielną uwagę.
Rozejrzał się po boisku, w poszukiwaniu blond główki. Miała tu być, przynajmniej tak mu wcześniej mówiła. Przynajmniej miał jakiś pretekst, aby tu przebywać. Jako kapitan szkolnej drużyny Gryffindoru chciał po prostu sprawdzić jak działają pozostałe drużyny, a to że przy okazji oglądał się za śliczną ślizgonką, to już zupełnie inna kwestia. W końcu dostrzegł ją tuż ponad głowami innych zawodników. Startuje na szukającą, ciekawe co na to Malfoy, przemknęło mu przez myśl. Wiadome było, że blondyn nie tak łatwo odda swoją pozycję. Od niepamiętnych czasów to właśnie Malfoyowie byli kapitanami i w dodatku szukającymi. Lucjusz, Draco, a teraz Scorpius. Rodzinny interes jak to się mawia.
- James, ja mówię do ciebie!- krzyknęłam Rose, z całej siły waląc chłopaka książką w ramię.
Młody Potter syknął z bólu, łapiąc się odruchowo za rękę, która pulsowała mu mocno. Zmierzył dziewczynę piorunującym spojrzeniem, po czym lekko urażony przeniósł wzrok na Viv.
- James, nie obraź się, ale jeżeli będziesz w nią tak wlepiał gały, to się jeszcze przestraszy- mruknęła ruda, wygładzając swoją żółtą bluzkę- Po co mnie tu zawlokłeś?
- Żebym móc słuchać twojego niezwykle irytującego gadania, które jest niczym balsam dla moich delikatnych uszu - stwierdził bez ogródek, posyłając w stronę rudej wredny uśmiech.
Dziewczyna zaczerwieniła się mocno, odwracając wzrok od rozbawionego Jamesa. Poprawiła swoje włosy, ponownie przyklepując je na czubku głowy. Robiła to tylko wtedy gdy się wściekała, a co dziwne, gdy denerwowała się na niego. Tylko najstarszy z Potterów miał taki przywilej, i bardzo mu się to podobało. W końcu, niewiele było osób potrafiących wyprowadzić z równowagi idealną panią Weasley.
- A tak na serio?- burknęła, starając się nie odrywać wzroku od jakiegoś pałkarza.
- A kogo miałem zabrać, skoro chce upolować dziewczynę, co? No chyba nie Iana czy Grymmiego, nie wspominając już o Albusie czy Hugo. Gdybym z nimi przyszedł byłaby zapewnie bójka- choć z wielką niechęcią to mówił, jednak to była prawda. Ci chłopcy plus ślizgoni równała się zadyma. Może nie licząc jego brata, który sam należał do tego grona- A tak to mam u boku swoją ukochaną, przemądrzałą kuzynkę, która ze swej dobroci serca poczyta mi trochę o tej nowej roślince na zielarstwo, aby słodziutki Potter zdał.
- Mogłeś przecież wziąć Lili. Ona też jest dobra z zielarstwa- parsknęłam, poklepując palcami grzbiet ogromnej księgi.
James wzruszyła ramionami. Nie pomyślał o swojej siostrze. Może dlatego, że od dawna nie gadali. Po prostu się nie rozumieli i tyle. Nie to co wspaniały Albus, szczęście i duma rodziców. Oni obydwoje dogadywali się znakomicie, spychając starszego brata na drugi plan. To raniło Jamesa, nawet bardzo mocno. Zawsze strał się być dla nich wzorem, jednak w trakcie tego się trochę pogubił i tyle. Nie jego wina, że odziedziczył większość cech po ojcu.
- Lili jest młodsza ode mnie o, niech pomyślę trzy czy nawet cztery lata. Nie będę słuchał wykładów młodszej od siebie, nawet jeżeli jesteśmy rodzeństwem.
Dziewczyna zamrugała parokrotnie, po czym otworzyła swoją książkę i powoli jak do jakiegoś małolata, zaczęła czytać, od czasu do czasu dopowiadając jakieś komentarze od siebie, abym się nie pogubił. Jednak James nawet nie wysilił się aby jej słuchać. Nadal uparcie śledziłem każdy, nawet najmniejszy ruch Vivian. Była dobra, nawet bardzo. Śmiało można było stwierdzić, że lepsza od Scorpiusa. Szybka, zwinna- może to zasługa miotły, ale raczej to jej wrodzony talent. James potrafił wyniuchać takie rzeczy. Dokładnie przyglądał się pełnym gracji obrotom, oceniając swoje szanse w wypadku gdyby przeszła. Nie jest za dobrze.
Kiedy trening się skończył, chłopak szybko zbiegł na dół, pozostawiając skupianą na czytaniu książki Rose w samotności.  Modląc się w duchu, aby dziewczyna jeszcze nie weszła do szatni, wbiegł na boisko, rozglądając się uważnie . Chciał z nią zamienić parę słow. Wiedział, ze może go uznać za jakiegoś dekla, nachalnie starającego wdepnąć w jej życie, jednak to było silniejsze od niego. Na szczęście nowi zawodnicy mieli jeszcze oprawę, więc James miał chwilę na złapanie oddechu. Szybko złapał zdziwione błękitne tęczówki, po czym uśmiechnął się zadziornie, opierając się nonszalancko o trybuny. Kiedy dziewczyna do niego podeszła, uśmiech na jego twarzy poszerzył się nieznacznie.
- Nie wiem czy przypadkiem nie jesteś jakimś prześladowcą-zaczęła, a na jej twarzy ukazała się drobna zmarszczka- Ale nie przywykłam do widywania praktycznie nieznajomych mi facetów co najmniej dwa razy dziennie,  i to w odstępie jakichś dwóch godzin.
Mimo dość oschłego tonu jej głosu James dostrzegł krótki błysk w jej oku.  Wzruszył ramionami, lustrują dziewczynę wzrokiem. Przeczesał dłonią swoją gęstą czuprynę i nagle spoważniał.
- Do twarzy ci w tym stroju- powiedział, widząc słodki rumieniec na jej twarzy pogratulował sobie w duchu-Słuchaj, może wybierzesz się  w przyszłą sobotę do Hogsmeade ze mną, a nie z tym tlenionym blondynem? To taka wioska niedaleko Hogwartu. Oprowadziłbym cię, pokazał parę miejsc i przy okazji lepiej poznał- dodał szybko- Na pewno nie zanudzisz się w moim towarzystwie. Wierz mi, inne nie narzekały- chłopak ugryzł siew  język.
Cholera. Jak zwykle musiał coś palnąć.’’ Inne nie narzekały’’, jaki tekst. Cos w stylu Grymmiego, połączonego z zarozumiałością Iana. James ostatkami sił powstrzymał napływający na jego twarz rumieniec.  
Viv uniosła do góry brew i chwilę rozmyślała nad propozycją. W sumie i tak się zgodzi, jednak trzeba trochę potrzymać chłopaka w niepewności. Tego wymagał plan, Nie mogła ot tak się zgodzić. Wtedy byłoby za łatwo i nudno, a widząc na twarzy lekki zdenerwowanie tego czarnowłosego chłopaka, dziewczyna bawiła się znakomicie.
- No w sumie nie mam nic jutro do roboty, więc czemu nie- wzruszyła ramionami, i posyłając Jamesowi wyzywający uśmiech dodała- A co do Scora, nawet mnie nie zaprosił. Chyba wtedy wyjeżdża więc, nic nie stanie na przeszkodzie, abyś mi pokazał co nie co. Chętnie zobaczę jaki z ciebie przewodnik.
Chłopak skłonił się przed nią nisko i unosząc głowę na tyle, aby mogła widzieć jego zielone oczy, rzekł. Był zadowolony z siebie. Stu procentowo pewny, że to zasługa jego uroku osobistego oraz nienagannych manier.
- Najlepszym w Hogwarcie, moja droga.

…..
- Ej ty tam, wiewióra- krzyknął Scorpius podlatując na swojej miotle do Rose, trzymającej uparcie swój nos w książce, tym samym olewając chłopaka, wiszącego nad nią.
Dziewczyna nie widziała sensu aby wprowadzić się w konwersację z tym arystokratą. Jeszcze by poleciały zaklęcia. Malfoy był dla nie wrogiem, tak samo jak jego ojciec był wrogiem jej rodziców. Rodzinne poglądy nadal trwają.
- Ej ty tam- rzekł chłopak, wyrywając dziewczynie książkę, tym samym zwracając jej uwagę na siebie- Mówię do ciebie.
- Tak? A ja myślałam, że to jakiś gad coś mamrocze- warknęła, starając się wyrwać chłopakowi swój podręcznik.
Ten jednak podleciał trochę wyżej znajdując się poza zasięgiem dłoni gryfonki. Scor uśmiechnął się wrednie  w stronę dziewczyny, przechylając się w jej stronę na miotle.
- Czyżby pannie idealnej wyostrzył się języczek, czy może najadła się trochę ostu na śniadanie?- odpyskował blondyn, uważnie przypatrując się rudej.
Musiał przyznać sam przed sobą, że się zmieniła. Nie miała już tej chmary piegów jak większość Weasleyów, a jej kształty delikatnie mówiąc zmieniły się nie do poznania. Doskonale podkreślała je ta żółta bluzka, którą aktualnie miała na sobie.  W dodatku jej włosy, zazwyczaj przypominające siano, były teraz ułożone we fryzurze, idealnie pasującej do owalnego kształtu jej twarzy. Wyładniała w skrócie mówiąc. Stała się nawet seksowna. ,,Cholera Scor to Weasley, a ty się idioto gapisz w jej poniekąd ładny biust” zgromiła się w myślach, przenosząc swoje stalowe tęczówki na czerwoną ze złości twarz dziewczyny, uśmiechając się pod nosem.
- Zróbmy układ wiewiórko- mruknął, przerzucając sobie z dłoni w dłoń mosiężną książkę, jakby była jakąś małą piłeczką a nie siedmiokilową encyklopedią- Oddam ci ten twój komiks, a ty w zamian użyczysz mi swojego denerwującego towarzystwa podczas dzisiejszego nocnego obchodu. Przyda mi się takie wredne stworzenie do zabicia czasu.
Dziewczyna przełknęła gorączkowo ślinę. Na takie warunki nie mogła się zgodzić. Dla tej książki mogła zrobić wiele, ale nie to. W końcu książkę z podpisem kilkunastu aurorów, o których można się już uczyć na lekcjach, to naprawdę coś. A poza tym, to był unikat, który dostała na dwunaste urodziny. Nie chciała go stracić przez jakiegoś głupiego ślizgona. Jednak miała swój honor, który wyraźnie odradzał jej spotkania z arystokratą. W końcu to Malfoy. Znając jego pewnie wykręci jakiś numer.
- Chyba śnisz tleniona fretko- syknęła- Żadna książka nie jest warta spędzenia z tobą dwóch godzin.
Blondyn wzruszył ramionami, podrzucając książkę metr nad sobą. Z ust Rose wyrwał się urwany pisk, powodujący wyrośnięcie wielkiego uśmiechu na bladej twarzy Scora. Wiedział, że to zadziało. Żaden mol książkowy nie zniesie utraty swojego pisemka. Rose nie była wyjątkiem.
- A więc ci jednak na niej zależy- mruknął blondyn, podlatując bliżej dziewczyny- Wierzę że jako gryfonka nie stchórzysz, więc widzimy się jutro o dwudziestej przy zejściu do lochów. Będę tam na ciebie czekał, wiewióro. Tylko nie zabieraj ze sobą przypadkiem tego swojego czarnego. Może mi zeszlamić ubranie.
Rose zaczerwieniła się mocnie na wzmiankę o Ianie. Nie lubiła jak go ktoś tak nazywał.  Owszem, jego ciemna niczym noc czupryna wyróżniała się na tle innych głów, jednak obrażanie go z tego powodu nie było konieczne i Malfoy był tego świadom. Całe szczęście, że zostawiła różdżkę w dormitorium, bo zapewne chłopak leżałby teraz spetryfikowany, błagając o przebaczenie, gdyby oczywiście mógł. Dziewczyna ściągnęła brwi, kiwając ze zrozumieniem.
- Chyba, że prędzej spadniesz z miotły i nie będę musiała się męczyć- powiedziała, zabierając mu swoje tomisko, po czym wstała i dumnym krokiem opuściła trybuny, pozostawiając uradowanego ślizgona samego.

….
Albus Potter nie należał do grona ludzi śmiejących się na każdym kroku. Wręcz przeciwnie, należał do grona ludzi rzadko ukazującym podniesione kąciki ust, chyba że w gronie najbardziej zaufanych mu osób. Nie był jak swój brat James, któremu w głowie były tylko flirty i zabawy oraz liczne psoty. On wolał posiedzieć nad książką, podumać przy niej, oraz wypić ze szklaneczkę czy dwie Ognistej Whisky. Nie lubił tłumów, a nawet ich unikał. Nie chciał się wyróżniać, a jednak wszyscy go znali. A dlaczego? Bo jako jedyny z rodziny wybrańca poszedł do Slytherinu. Tak, Albus Sewerus Potter był ślizgonem, a nie  gryfonem jak pozostała część jego rodziny. Jednak to mu nie przeszkadzało. Czuł się wręcz dumny ze swojej przynależności do domu węża, i chełpił się tym na każdym kroku, pokazując jaki to on jest ważny. Chociaż był jednym z niewielu ślizgonów niższego stanu, już na starcie wyrobił sobie u nich szacunek. Nikt z nim nie zadzierał, nawet Scorpius, jego najlepszy przyjaciel. Jednak nawet taki doskonały człowiek jak on miał swoje wady. Jedna z nich była zazdrość. Ten czarnowłosy okularnik o przenikliwych zielonych oczach, tak podobnych do oczu Jamesa, a zarazem do oczu ich ojca, nie mógł powstrzymać przypływów zazdrości, widząc swojego starszego brata u boku Vivian, dziewczyny do której Albus miał słabość, jak większość mieszkańców jego domu. A dlaczego? Bo nie była jak te wypindrzone ślizgonki, wytapetowane po sam dekolt, myślące tylko o seksie z nim. Ona z nim rozmawiała, uśmiechając się do niego słodko, i przy okazji popijając sobie ognistą. Czarowała go subtelnymi ruchami dłoni, swoimi nieziemsko długimi rzęsami oraz błękitnymi oczyma. Wiedział, że robi tak ze wszystkimi, doprowadzając ich tym do szaleństwa. Jednak myśl, że tak samo zachowuje siew  stosunku do Jamesa była nie do zniesienia. Już chciał do niech podejść, i walnąć jej jakiś ze swoich suchych tekstów, gdy nagle zza jego pleców dobiegł go piskliwy głosik i jakaś istotka uwiesiła mu się na ramieniu. Do jego nozdrzy doszedł bardzo intensywny zapach drogich perfum. Nie musiał nawet pytać jej o imię, bo ten zapach już na stracie zdradził dziewczynę. Westchnął odwracając się twarzą do Marcie Zabini. Ciemna brunetka zatrzepotała swoimi rzęsami wykrzywiając w słodkim uśmiechu swoje ogromne, czerwone usta.
- To jak skarbie, znajdziesz dzisiaj dla mnie trochę wolnego czasu? Może w twoim dormitorium o jedenastej- mruknęła, zaczynając bawić się krawatem chłopaka, zwijając go w ciasny rulonik.
Albus chwycił delikatnie jej dłonie, odsuwając ją na odległość metra, co nie spodobało się dziewczynie. Marcie nie przywykła do odmów. Zawsze dostawała wszystko to, czego zapragnęła, a teraz właśnie miała ochotę na młodszego z Potterów. Zresztą nie pierwszy raz. Już od dłuższego czasu ostrzyła sobie na niego ząbki. Nawet ze sobą chodzili przez jakiś czas, jednak przez brak jakiejkolwiek inicjatywy ze strony Albusa, dziewczyna z nim zerwała. Teraz, gdy chłopak ponownie był wolny, ponownie zaczęła się nim mocno interesować.
- Nie mam wolnego czasu dla ciebie Zabini- mruknął chłopak przeczesując palcami swoje włosy-  Znajdź sobie kogoś innego do zabawy.
Dziewczyna ułożyła dłonie na kształtnych biodrach, marszcząc swój śliczny nosek.
- Oj daj spokój Al. Przecież wiem, że tego chcesz- powiedziała oblizując dokładnie swoje wargi- A wiesz doskonale, że ja mogę ci to dać. Wystarczy tylko twoje jedno słowo.
Chłopak pokręcił głową, uśmiechając się wrednie do brunetki.
- Wiesz co? Żal mi ciebie. Teraz wyciągasz facetów na swój niby urok osobisty? No błagam- roześmiał się głośno, olewając coraz bardziej czerwoną twarz dziewczyny – Wiesz na czym polega problem Marcie?- zaczął Potter, przywołując do siebie swoją miotłę- Że może i tego chcę , jednak nie z tobą kotku. Jak dla mnie jesteś spalona- Mówiąc to odwrócił się na pięcie, zostawiając za sobą wściekłą dziewczynę, mierzącą go zawistnym spojrzeniem- Zadzwoń jak znajdziesz sobie kolejną zabawkę. Może się z niej pośmieję- rzucił przez ramię, coraz dalej oddalając się od ślizgonki.
Z przygryzionej wargi dziewczyny wypłynęła szkarłatna krew, mieszając się z jej szminką. Z jej bursztynowych oczu wylatywały iskierki złości.
- Jeszcze zobaczymy Potter, kto tutaj do kogo zadzwoni- syknęła przez zaciśnięte zęby, udając się w stronę zamku.


Tak, tak. Wiem że strasznie szybko, ale miałam dodać go już wczoraj, razem z pierwszym rozdziałem i prologiem. Wolę  abyście mieli więcej czytania niż czekania :)