Rose
rozejrzała się po korytarzu, krocząc dumnie pomiędzy portretami. Jak zwykle
zaczęła obchód punktualnie. Plakietka prefekta naczelnego do czegoś ją
zobowiązywała. Traktowała tą posadę bardzo poważnie i jako wielkie wyróżnienie.
Jej mama była prefektem naczelny, ojciec sprawdził się jako zwykły prefekt,
chociaż nikt nigdy nie miał pojęcia jak to zrobił., Chciała, aby rodzice byli z
niej dumni w każdym calu. Musiała być idealną córką, chciała nią być. Nikt jej
nie mógł w tym przeszkodzić.
Nie
mogła okazać żadnej słabości w obecności Scorpiusa. Jednak oznaka jej słabości
przy tym ślizgonie, i chłopak mógłby znaleźć jakąś absurdalną plotkę na jej
temat. Coś tak niedorzecznego, jak słoma zamiast włosów w drugiej klasie.
Niedorzeczność. Dziewczyna stanęła na rozwidleniu, biorąc głęboki wdech. Do jej
wyczulonych nozdrzy doszedł dobrze jej znany subtelny zapach drogiej wody
kolońskiej. Tylko jednak osoba używała takiego zapachu, i wbrew wszystkim
opiniom Rose lubiła ten zapach, nawet jeżeli nienawidziła osoby nim
wypryskanej. Odwróciła delikatnie głowę i prawie od razu natrafiła na stalowe
tęczówki blondyna, stojącego niedaleko niej, opartego niedbale o ścianę.
Zamiast szkolnej szaty miał na sobie zwykłego, białego T-shirta, oraz idealnie
dopasowane jeansy. Jego włosy były idealnie ułożone w artystycznym nieładzie.
Zapewne sporo siedział przed lustrem, aby uzyskać taki efekt. Narcyz jeden.
Dziewczyna założyła ręce na piersi, spoglądając na ślizgona z przekąsem. Niestety ale w głębi duszy
musiała przyznać, że jako chłopak wyglądał niezwykle dobrze, szczególnie jeżeli
przyjrzeć się delikatnie zarysowanym pod koszulką mięśniom. Ale patrząc na
niego jak na Malfoya, Rose nie mogła się wyzbyć fali napływającego ku jej
twarzy obrzydzenia. Tak na nią działała ten zadufany w sobie ślizgon.
-
Ile czasu spędziłeś w łazience, aby się tak odstroić?- spytała się Scorpiusa,
wykrzywiając usta w grymasie przypominającym uśmiech.
Chłopak
odepchnął się od ściany, zarzucając swoją blond grzywą.
-
W przeciwieństwie do ciebie wiewióro ja wiem co to jest lustro. Kiedy ty
ostatnio się przeglądałaś? Chyba nigdy, patrząc na twoje siano- Scorpius szybko
zlustrował ją wzrokiem, co chwila zatrzymując się na poszczególnych
wypukłościach jej ciała, starając się je wychwycić spod szkolnej szaty.
Dobrze
pamiętał jak wyglądała. W wyobraźni miła dokładnie zarejestrowany jej obraz w
żółtej bluzeczce i idealnie dopasowanych do jej figury jeansach. Był to
niezwykle kuszący obrazek, jednak powoli stawał się coraz bardziej odległy,
chociaż od tamtej chwili minęły zaledwie dwa dni. Od tamtego czasu dziewczyna
chodziła tylko w szacie, w której no cóż, trudno cokolwiek dostrzec.
Rose
spiorunowała blondyna wzrokiem, zaciskając swoje drobne dłonie w piąstki.
-
Siano, to ty masz zamiast mózgu fretko- warknęła, kierując się w jego stronę.
Zrównała
z nim, zatrzymując się dokładnie obok jego ramienia. Odwróciła delikatnie głowę
w stronę Scorpiusa, zarzucając swoimi rudymi falami.
-
Będziemy tu tak stali aż mury się posypią, czy zaczniemy ten obchód?
Scorpius
uśmiechnął się wrednie, odwracając się w stronę kierunku w którym jak mniemał
chciała podążyć dziewczyna.
W
całkowitej ciszy ruszyli przed siebie. Przemierzali powoli korytarze Hogwartu,
rozglądając się uważnie na boki. Od czasu do czasu zerkali na siebie z zaintrygowaniem.
Ona- była ciekawa kiedy blondyn uwolni swój długi język i zacznie ją obrażać.
On- kiedy jeszcze raz zaszczyci go spojrzeniem swoich czekoladowych oczu. Z
tego co wiedział były ona strasznie podobna do swojej matki. Te same oczy, ta
sama twarz, dłonie, krągłości... Tylko kolor włosów się różnił. Ona
odziedziczyła go po ojcu, naklejając tym samym na siebie plakietkę z napisem
,,Jestem Weasley”. Reszta była po pannie Granger. Ojciec opowiadał mu nieco o
niej. Podobno nawet kiedyś ją zaliczył, jednak to zapewne tylko głupie plotki.
Draco nie byłby do czegoś takiego zdolny. Był zwykłym tchórzem. Pewnie dlatego
poślubił jego matkę. Zapewne była jedyną, która była na tyle ślepa, aby nie
widzieć jakim był nieudacznikiem.
Chłopak
w końcu nie wytrzymał.
-
I co ci niby powiedział ten twój, jak mu tam, Ian? Bardzo go boli mordka?-
spytał nie szczędząc sarkazmu oraz nut obrzydzenia.
Usta
dziewczyny lekko drgnęły, a jej drobne dłonie mocniej zacisnęły się w pięści. I
co miała mu powiedzieć? Tak owszem, widziała stan twarzy chłopaka, jego złamany
nos oraz rozcięta wargę. Patrzyła opatrywała również jego dłoń. Była zła, nawet
bardzo, jednak w gruncie rzeczy nie wiedziała na kogo. Po części na nich
obydwu. Na Iana, ponieważ dał się zlać na forum publicznym młodszemu od siebie
uczniowi, oraz wykazał oznaki słabości przy tym ślizgonie, a na Malfoya, no
cóż, za to że jest i tyle. Na niego była zła co najmniej pięć razy w tygodniu,
więc w końcu stało się to dla niej zbyt rutynowe, aby przypominać sobie
przyczyny jej złości.
-
Nie musiał nic mówić, a raczej nie mógł, bo jakiś imbecyl rozwalił mu pół
szczęki. Znasz może tego jegomościa? Chętnie poćwiczę na nim zaklęcia- mruknęła,
zaszczycając Scorpiusa swoim piorunującym spojrzeniem.
Chłopak
prychnął.
-
Nie tylko go znam, ale i nawet mogę ci załatwić parę chwil sam na sam z tym
mężczyzną. Skusisz się wiewióro?
-
Nie jestem zainteresowana spędzaniem czasu z jakąś arystokratyczną świnią,
nawet jeżeli byłby ostatnim mężczyzną na świecie- bąknęła, zakładając ręce na
piersi.
-
Cóż musze cię zasmucić wiewióro- rzekł powoli chłopak, udając zmartwienie- On
nie jest ostatnim na świecie, więc nie ma żadnych przeciwskazań, abyście się
spiknęli. No chyba, że boisz się bliższego kontaktu z prawdziwym mężczyzną, co?
Rose
zamknęła oczy i w pełni skupienia, policzyła do dziesięciu, aby zaraz nie
rzucić się na rozradowanego ślizgona z wielkim ego. Jak on w ogóle znajdował
miejsce w tym swoim zakutym łbie na tego typu teksty? Chyba zapisywał je sobie na
karteczkach, aby nie zapomnieć. Po chwili otworzyła oczy i już chciała coś powiedzieć,
kiedy Malfoy zakrył jej ręką usta, nakazując kompletną ciszę. Lekko skołowana
gryfonka stanęła, nasłuchując uważnie nienaturalnych dźwięków. Nic. Kątem oka
spostrzegła złowieszczy uśmieszek chłopaka. Zmów wsłuchała się w ciszę, tym razem
z lepszym skutkiem. Gdzieś w oddali usłyszała śmiechy. Dwa dokładniej. Chłopaka
i dziewczyny. Zapewne nieźle się bawili. Nie czekając na reakcję ślizgona,
gryfonka zrzuciła jego dłoń ze swoich ust i pomknęła w stronę źródła odgłosów.
Stanęła przed opuszczoną salą od transmutacji i sięgnęła do klamki, jednak
czyjaś dłoń odciągnęła ją od drzwi, przypierając ją do muru. Rose spojrzała w
stalowe tęczówki blondyna, na chwile zatapiając się w nich. Teraz już wiedziała,
dlaczego dziewczyny tak leciały na tego faceta. Jego oczy były nieziemskie.
Można było w nich utonąć, jak w płynnym srebrze. I stwierdziła to ona, która
brzydziła się go jak obślizgłej żaby, czy pająków. W dodatku jego silne dłonie,
oplatające jej talię oraz ten arogancki uśmieszek dodający mu uroku. Jak mogła
go nie zauważyć?
Scorpius,
przytknął sobie palec do ust, dyskretnie wskazując na pomieszczenie.
-
Nie wypadałoby im teraz przeszkadzać. Są zajęci. Gdybyś zajrzała mogłabyś się
czegoś od nich nauczyć skarbie- mruknął, odgarniając jej z twarzy zabłąkany
kosmyk.
Zrobił
to odruchowo, bez żadnego powodu. Wolał jak jej oczy były widoczne. Lubił na
nie patrzeć. Były śliczne, w jego mniemaniu nawet idealne. Powoli zsunął
opuszek swojego palca na policzek dziewczyny, zataczając drobne kółeczka wokół
jej ust. Merlinie, ależ ona piękna, pomyślał.
W
tej chwili, dziewczyna otrząsnęła się z transu i z całej siły odepchnęła od
siebie Malfoya. Wyciągnęła z za paska różdżkę i wycelowała nią w ślizgona.
-
Jeszcze raz naruszysz moją strefę osobistą, a obiecuję ci, że zetrę ten
uśmieszek z twojej twarzy- powiedziała, piorunując go swoimi czekoladowymi
tęczówkami- Ostrzegam cię Malfoy- Bardzo powoli przeniosła koniec swojej
różdżki na drzwi, i po chwili zastanowienia mruknęła zaklęcie. W tej samej
chwili drzwi otworzyły się z hukiem, ukazując prefektom parę w dziwnej pozycji.
Rose przyjrzała się obydwu postaciom, po czym zakryła dłonią usta, tłumiąc swój
szloch. . Po chwili za nią pojawiła się smukła
sylwetka Malfoya. Na jego bladej twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek.
-
Wiedziałem, że z tobą jest coś nie tak. Ale żeby zdradzać dziewczynę w
opuszczonej klasie? Nawet po tobie bym się tego nie spodziewał czarnuchu.
Ian,
spojrzał pustym wzrokiem na prefektów, zatrzymując na chwilę swoje oczy na
rudowłosej. Powoli przeniósł wzrok na szatynkę leżącą pod nim, po czym
odskoczył od niej jak oparzony, zakrywając się ciemną szatą.
-
Rose, ja nie..- nie zdążył dokończyć, bo w tej samej chwili gryfonka wybiegła z
klasy, zostawiając ich samych- Rose!- krzyknął za nią, sięgając po swoje
spodnie
Malfoy
pokręcił głową, spoglądając z politowaniem na ubierającego się gryfona.
-
Właśnie straciłeś dziewczynę koleś- powiedział i wolnym krokiem podążył do swojego dormitorium, uśmiechając się w duchu. Wszystko szło zgodnie z ich planem.
Teraz ta ruda poleci w jego ramiona bez większych trudności. O tak, już była
jego.
….
-
Jak tam ci poszło? Wszystko zgodnie z planem?- spytała się Viviane, siadając na
swoim fotelu. Była noc, i w normalnych okolicznościach pewnie by już spałą.
Chociaż wychowana w surowych warunkach i przyzwyczajona do bardzo malej ilości
snu, musiała przyznać, że w Hogwarcie się lekko rozleniwiła. Nauka ją wykańczała,
przez co automatycznie spędzała coraz więcej czasu w swoim łóżku. Jej się to
podobało, jednak na myśl, że będzie musiała z tego zrezygnować na wakacje,
robiło jej się słabo. Nie mogła się oddawać przyjemnością, bo stawka była zbyt
wysoka.
Scorpius
skłonił lekko głowę. Musiał okazywać jej szacunek. W końcu bez niej, taka
sytuacja nigdy by się nie zdarzyła.
-
Albus doskonale sobie poradził. Eliksir wielosokowy spisał się doskonale. Ten idiota
nawet się nie skapną, że uprawia seks z inną. Co za frajer. Gdybyś widziała tą
jego przygłupią minę, gdy zorientował się co robi.
Dziewczyna
kiwnęła głową, splatając palce obydwu dłoni w koszyczek.
-
Doskonale, o to nam chodziło. Teraz powinno być już łatwo- podniosła swoje
błękitne oczy na chłopaka, uśmiechając się złowieszczo- Jutro jest wyjście do
Hogsmeade. Tam masz swoją szansę. Tylko pamiętaj, musisz się wyrobić przed
szesnastą. Nie chcemy przecież niepotrzebnych ofiar. Lord nie potrzebuje
dodatkowych rozgłosów.
Scorpius
przełkną gorączkowo ślinę na wzmiankę o ojcu dziewczyny. Był on jedyna osobą,
której młody Malfoy się obawiał. Widział go tylko raz i tyle mu w zupełności
wystarczyło. Bitwa zrobiła swoje. Nawet po zmartwychwstaniu nie wyglądał już
tak dobrze jak poprzednio. Jego twarz bez nosa była naznaczona dwoma bliznami,
przecinającymi jego głowę na pół. Kościste ręce wyglądały jakby pobrudzone
smołą, a reszta ciała, poprzednio doskonale trzymająca się jak na żywego trupa,
teraz nie potrafiła utrzymać swojego właściciela w pozycji stojącej dłużej niż dziesięć
minut. Voldemort słabł fizycznie, a w tym samym czasie jego córka rosła w siłę,
gromadząc wokół siebie zastępy śmierciożerców. To ona była dla niego ostatnią
deską ratunku oraz powodem do dumy. Była jego odzwierciedleniem. Taka ambitna,
z własną wizją, wyrobionym światopoglądem.
Córka idealna.
-
Oczywiście- skłonił się po raz kolejny- Coś jeszcze?
Dziewczyna
machnęła na niego dłonią, wstając z fotela. Powoli podeszła do stolika nocnego,
nalewając sobie pół szklanki ognistej.
-
To wszystko na dzisiaj. Możesz iść.
Blondyn
zmrużył oczy, śledząc napełnione naczynie. Już chciał coś powiedzieć, jednak w
porę się opanował, zamykając usta. Odwrócił się z gracją na pięcie i powolnym
krokiem opuścił dormitorium ślizgonki. Viv westchnęła cicho, odstawiając
szklankę z trunkiem.
-
Tego dla mnie chciałaś mamo?- wzniosła oczy ku niebu, a po jej policzku spłynęła
wielka łza- Tak ma wyglądać moje życie? W strachu przed własnymi uczuciami?- dziewczyna
powoli osunęła się na ziemię, opierając głowę o oparcie fotela. Zamknęła oczy,
oddając się jedynej zakazanej jej przez ojca czynności-ukazywaniu żalu.
…..
Tak,
wiem. Mało się dzieje i przepraszam was za to bardzo. Wiecie, wakacje i tak
dalej. Następny rozdział będzie lepszy, obiecuję wam, a jak na razie trzeba się
zadowolić tym.